ZE SOBĄ TWARZĄ W TWARZ (CIĄG DALSZY)

Nadszedł dzień w którym udało mi się znaleźć pracę , Przeprowadziliśmy się na kolejne większe mieszkanie. Po około roku wzięliśmy ślub. Mimo tego że nie układało nam się cudownie, wierzyłam że ślub wszystko zmieni.  Długo nie popracowałam ponieważ postanowiliśmy wyjechać za granicę, po lepsze życie, mieliśmy wszystko bardzo ułatwione gdyż jechaliśmy do rodziny mojego partnera, do Niemiec. Byłam bardzo podekscytowana, język znałam dość dobrze, nie bałam się. Natomiast on mimo chęci zmiany życia był przerażony, nigdy nie uczył się niemieckiego , wyjechaliśmy do ogromnego miasta, nowy etap był przed nami, dziecko też musieliśmy posłać tam do przedszkola. Wszystko spoczywało na mojej głowie, ale nie przejmowałam się tym aż tak bardzo, byłam optymistycznie nastawiona. Mieszkaliśmy około miesiąca u jego rodziny, po czym udało mi się znaleźć dla nas dwupokojowe mieszkanie oddalone w małej miejscowości, minusem była długa droga do pracy, ale daliśmy sobie radę. Mój mąż ku mojemu zaskoczeniu sprawdził się świetnie, na początku pracował jako kurier w polskiej firmie. Kiedy miał problem z dogadaniem się z klientem dzwonił do mnie. Krok po kroku i dużo się nauczył, choć wiem że z ogromnym oporem. Nienawidził tego kraju, wyjechaliśmy tam za moją namową i za lepszymi pieniędzmi. Ja byłam zawsze zakochana w tym państwie, uwielbiałam ich inną mentalność niż u Polaków, piękne miejsca, o wiele lepsze możliwości oraz spokojniejsze bezstresowe życie. W Polsce zawsze była pogoń za pieniędzmi a pracownik i szacunek do drugiej osoby był na ostatnim miejscu. Niestety tak jak i wszędzie pojawiły się te gorsze dni i problemy, Mąż stracił pracę, przestał sobie radzić. Przez jakiś czas siedział w domu, był załamany. Ja pracowałam w Klinice z jego ciotką. Naprawdę świetni ludzie i klimat. dojazd był tak straszny że momentami byłam zmuszona spać u ciotki, ponieważ ona do pracy miała 5 minut. Dziecko nasze dostało się do przedszkola tuz obok domu. Tez były z nim nieziemskie problemy, był totalnie zniechęcony, nie wykazywał żadnego zainteresowania nauką języka, obojętnie w jakiej formie ona była. Nawet zabawą nie było można go zachęcić. Oddalaliśmy się od siebie coraz bardziej. Mój mąż zmienił się w jakiegoś potwora, oprócz tego że kompletnie zdziczał gdyż siedział sam w czterech ścianach, to zrobił się momentami agresywny, jasne były tez dni że się starał ale to raz od wielkiego dzwonu. Widziałam że najchętniej by stamtąd uciekł spowrotem do Polski. Ja za dużo pracy tam włożyłam we wszystko żeby poddać się tak łatwo. Ciężko pracowałam każdego dnia, nie tylko w klinice, wszystkie sprawy urzędowe widniały na mojej głowie, jeśli nasz syn coś narozrabiał w przedszkolu dzwoniono tylko do mnie, sprawy bankowe ogarniałam również ja, sprawy związane z wynajmem mieszkania ogarniałam ja. Nie to żeby mi to przeszkadzało , przecież liczyłam się z tym że tak to wszystko się potoczy, ale było by poprostu miło jakby od czasu do czasu ktoś (czyli mój mąż) wykazał delikatne zainteresowanie. Pracowałam od rana do południa po czym od południa zaczynałam prywatne tak zwane Stelle. czasem praca moja wynosiła 16 godzin. Oprócz tego miałam inne sprawy na głowie. Mąż poza graniem na komputerze i umyciem podłogi w mieszkaniu lub wyjściem do sklepu nie interesował się niczym. Tak wiem to zawsze coś. Chociaż jakieś zakupy były. Dziecko było w domu dopilnowane. Ale cała rola niestety się w tym nie zamyka. Kiedy wracałam np po ciężkim dniu i ledwo patrzyłam na oczy, często usłyszałam " a może ty wcale tyle nie pracujesz tylko się kurwisz co ? że tyle cie nie ma" poczułam się jakbym dostała w pysk. W życiu nie spodziewałabym się że dostane takie podziękowanie za to że próbuje nasze życie zmienić na lepsze. Pracy jak dla mnie nie szukał. Gdyż przeglądanie ofert i wybrzydzanie wszystkiego pokolei nie znając języka jest dla mnie nie szukaniem tej pracy wogóle. Ale nie w tym rzecz, na jakiś czas się godziliśmy, przepraszaliśmy i zaraz wszystko wracało do normy. Kiedy ciotka zrobiła jakiś rodzinny obiad lub jakąś imprezę w domu bo np miała urodziny. Nigdy w życiu nie pojawiliśmy się tam razem, zostawałam zawsze sama w takich sytuacjach, w Polsce było podobnie ale tam dopiero zwróciłam na to uwagę. Było mi przykro. Żyliśmy jak koledzy. Kochałam go ale momentami wiedziałam że przez takie jego zachowanie zacznie i we mnie się coś psuć. I tak było. Ogromny codzienny narastający stres, brak wsparcia ukochanej osoby, zmęczenie fizyczne i psychiczne dawały coraz bardziej o sobie znać. Plus doszedł do tego jakiś wewnętrzny strach przed moim własnym mężem. Czasami bałam się wracać poprostu do własnego domu. I udało mu się uwolnić we mnie jakiegoś demona mojej słabości. Nimfomania weszła na plan pierwszy. Wyniszczało mnie to. Oddaliłam się tak bardzo że smycz z której się urwałam była w takich kawałkach że nawet najszczersze chęci poprawy nie były w stanie jej poskładać. Oddaliłam się od wszystkich, nawet od rodziny, jedynie z ciotką gadałam od czasu do czasu. Praca też zaczęła schodzić na drugi plan , ponieważ nawet gdy w niej byłam to żadne zlecone mi zadanie nie było dobrze wykonane, czasem nawet wogole nie było wykonane. Potrzeba zadowalania się była tak silna że potrafiłam robić to co 10 minut . Seks z przypadkowo poznanymi mężczyznami stał się coraz częstszy nie zwracając uwagi nawet na nacje ani kolor skóry. wpadłam w taki wir że nawet nie wiedziałam w którym miejscu już dawno powinnam się zatrzymać. odreagowałam na dany stres po czym brzydziłam się sobą i czułam się jak kompletne zero które już dotyka dna. I tak tez było, dużo nie brakowało abym odebrała sobie życie. Byłam tak zmęczona psychicznie że nie zrozumie tego absolutnie nikt jeśli nie był nigdy w takiej sytuacji. Nimfomania w moim wydaniu z każdym dniem wchodziła na coraz odważniejszy szczebel. Mój mąż nawet przestał ze mną rozmawiać a widział że jest coś nie tak. Byłam olewana już do takiego stopnia że nawet nie zwracał uwagi że dwa dni nie było mnie w domu . Później nagle udawał że wszystko wporządku. Kolejnego dnia bez żadnego sensownego wytłumaczenia  mnie wyzywał. Jedyne czego pragnęłam to uciec z domu. Moje dziecko całe dnie spędzało czas w przedszkolu. Starałam się poświęcać mu dużo czasu. Ciotka też często go brała. Ona znała rozwój sytuacji, bardzo mi współczuła , starała się wspierać i namawiała mnie do zakończenia tego związku toksycznego, powiedziała mi że jestem traktowana jak zero że nie mogę sobie na to pozwolić bo popadnę sama ze sobą w totalne dno. Miała racje. ale ja nie umiałam zakończyć małżeństwa. Zdawałam sobie sprawę że nie ma ono najmniejszego sensu, ale byłam niczym niewolnik. I tu można się spytać jak wygląda Nimfomanka puszczająca się z przypadkowym facetem która kocha kogoś naprawdę i nikt jej nie umie pomóc.. Mogę tylko odpowiedzieć że nie chcecie tego się dowiedzieć co dzieje się u takiej osoby w głowie. Dlatego tak ważne jest aby od początku naszego związku mieć ze sobą przyjacielskie relacje i z niczym się nie okłamywać. Kiedy Partner doprowadza do tego że jego kobieta się go boi to żaden materiał na męża. Czasami niestety takie rzeczy wychodzą po latach. ( ciąg dalszy w następnym poście)

Komentarze

Popularne posty